Siedział zamyślony na końcu korytarza, wystukując na blacie tylko mu znaną melodię. Udawanie radości jest niemal że wyczynem. Nie musiał tego robić, ale sumienie mu nakazywało. Teraz tego nie robił. Cierpienie i ból przebiło się przez cienką, niezauważalną warstwę. Czekał w zniecierpliwieniu, patrząc na drzwi sali operacyjnej, jakby to miało cokolwiek przyspieszyć. Nagle drzwi się otworzyły, wyłaniając postaci wyczerpanych lekarzy.
- Co z nią? - nutka niecierpliwości była wyraźna w jego aksamitnym głosie.
- Jest duża szansa, że będzie widzieć..
Już nic więcej nie musiał wiedzieć, opadł na sofę, jak gdyby jego mięśnie odmówiły posłuszeństwa. Lekki, niemal niewidoczny uśmiech pojawił się na jego twarzy. Nic więcej nie potrzebował do szczęścia. Jego szczęściem była ona.
Zostawili ich samych. Jocelyn miała opaskę na oczach, żeby nie podrażnić zbyt instensywnym światłem. Mimo zmęczenia na jej twarzy zagościł uśmiech.
- Może się udać.
Usiadł obok niej na łóżku, otulił ją swoim ramieniem i tak zasnęli, zmywając zmęczenie ostatnich tygodni.
Widziała jego oczy koloru mlecznej czekolady, wypełnione radością i miłością. Jego idealne kości policzkowe, na których pojawił się lekki zarost. Jego perfekcyjnie wykrojone malinowe usta, ułożone do pocałunku. Nie lubił swoich ust, co było niezrozumiałe. Usta, które uśmiechały się w ten, tylko dla niej znany sposób. Potem już nic nie widziała, znów czarny obraz...
To był tylko sen, jednak czuła, że coś jej przeszkadza w zobaczeniu rzeczywistości. Poruszyła się nerwowo, zaciskając swoje drobne piąstki w nierozrywalnym uścisku.
- Zayn, co ja mam na oczach? Zdemij to, mi to przeszkadza.
- Musisz to mieć, coś się dzieje?
- Skąd mam wiedzieć, skoro nic nie widzę..
- Hej spokojnie, niedługo się tego pozbędziesz, obiecuję.
Uspokoiła się, tylko on potrafił to uczynić. Wystarczył jeden dotyk, a cały niepokój mijał.
___________________________________________________________
KOMENTUJCIE!